Naprawa i uruchamianie odbiorników - sprawdzamy zasilanie

Gdy dopełnimy już podstawowych czynności czas przygotować radio do włączenia go do prądu. Najpierw trzeba sprawdzić, czy działa wyłącznik sieciowy. Jest on niezbędny, gdyż w czasie naprawy często zachodzi konieczność błyskawicznego wyłączenia radia. Gdy okaże się, że przełącznik jest jednak niesprawny to można go zewrzeć na krótko przewodem pamiętając o zabezpieczeniu sobie innej możliwości szybkiego wyłączenia odbiornika. Sprawdzić też należy czy opór stawiany przez obwód sieciowy jest odpowiedni - trzeba zmierzyć oporność między oboma końcami wtyczki sieciowej. Dla odbiornika zasilanego prądem zmiennym (z transformatorem) powinna wynosić ona kilkadziesiąt do jakichś 200 omów, w przypadku odbiornika uniwersalnego lub na prąd stały (z lampami połączonymi szeregowo) duże kilkaset omów do kilku kiloomów. Gdy opór jest mniejszy to gdzieś jest zwarcie które trzeba znaleźć, gdy jest nieskończenie duży to jest gdzieś przerwa. W odbiornikach na prąd zmienny (transformatorowych) na ogół jest to bezpiecznik, często w formie drucika schowanego pomiędzy dwoma tekturkami (tak jest np. w odbiornikach Elektrita), lub niepewnie działający włącznik sieciowy (chyba najczęstsza przyczyna), rzadko zimny lut na transformatorze lub sam transformator. W odbiornikach zasilanych z sieci prądu stałego lub uniwersalnych, z lampami połączonymi szerergowo oznacza to prawie zawsze przepalone żarzenie jednej lampy, lub opornika bądź urdoksa ograniczającego prąd żarzenia. Dość rzadko, ale czasami jednak tak, zdarza się niekontakt pomiędzy wyprowadzeniem lampy a podstawką - oczywiście wtedy pomiary nic nie dają, taki przypadek najprościej zlokalizować mierząc omimierzem przejście po kolei od jednego z bolców wtyczki do żarzeń poszczególnych lamp, aż do znalezienia przerwy.

Dalszy opis na razie będzie dotyczył odbiorników na prąd zmienny (z transformatorem), gdyż są one znacznie wygodniejsze do naprawy, odbiorniki na prąd stały i uniwersalnymi zostaną opisane dalej. Poniżej znajduje się fragment schematu z zasilaczem, na który są naniesione typowe wartości prądów i napięć w poszczególnych punktach układu w czasie normalnej pracy. Wszystkie odwołania do numerów lub wartości elementów, wartości prądów czy napięć w tym rozdziale dotyczą właśnie tego schematu. Dobrze tez jest spróbować przed włączeniem uformować kondensatory elektrolityczne.

Schemat zasilacza na prąd zmienny
Schemat zasilacza na prąd zmienny z zanzaczonymi wartościami parametrów

Następnym krokiem jest próba podłączenia odbiornika do prądu - najlepiej wyjąć jest najpierw lampy, a zwłaszcza prostowniczą - nie wiemy jakie są błędy w układzie, czasami zdarzają się takie, które mogą spowodować spalenie lamp lub innych elementów. Przy podłączaniu w odbiorniku, a jeszcze lepiej w gniadku do którego dołączony jest odbiornik musi bezwzględnie być bezpiecznik na kilkaset miliamperów, inaczej w przypadku jakiegoś zwarcia, o co przecież nietrudno można sobie narobić dodatkowych kłopotów. Po podłączeniu do prądu trzeba sprawdzić pobór prądu z sieci - przy pracy jałowej (tzn. bez obciążenia, z wyjętymi wszystkimi lampami) powinien on wynosić kilkadziesiąt miliamperów, jak jest więcej to jest najprawdopodobniej uszkodzony transformator, podobnie jest gdy po kilku minutach takiej pracy zrobi cię on ciepły. Przyczyną może być niezauważone zwarcie - np. w obwodzie żarzenia lamp, uszkodzenie kondensatora wpiętego równoelegle do uzwojeń anodowych transformatora (na przykładowym schemacie go nie ma), choć ta sytuacja jest wyraźnie widoczna - kondensator zaczyna się smażyć. Dość niesttey częstą, aczkolwiek najmniej przyjemną przyczyną jest uszkodzenie transformatora - jedno lub kilka uzwojeń jest spalone i ma zwarciedo innego uzwojenia lub wewnąytrz siebie. Wtedy oczywiście taki transformator trzeba przewinąć. Niestety nie jest to niespotykana sytuacja, przewijanie transformatora jest kłopotliwe, najlepiej jest je zlecić specjalistycznej firmie.

Kolejnym krokiem jest sprawdzenie napięć na uzwojeniach wtórnych. Powinny one wynosić 4 lub 6.3V na żarzenie lamp odbiorczych, 4V dla lampy prostowniczej (czasami, bardzo rzadko, mogą to byc inne napięcia - to wynika z użytych lamp) oraz około 300 woltów na uzwojeniu wtórnym wysokiego napięcia (dla każdej sekcji jak uzwojenie anodowe jest podwójne do prostowania dwupołówkowego). Napięcie uzwojenia anodowego może się znacznie różnić w zależności od typu odbiornika, ale na ogół jest właśnie z zakresu 250 - 350V. Napięcia żarzenia moga być minimalnie wyższe - np. 4.5V lub 7V, bo transformator jest nieobciążony, taka sytuacja jest normalna.

Gdy na uzwojeniach wtórnych nie ma właściwych napięć, trzeba sprawdzić przełącznik napięć wejściowych - prawie każdy odbiornik miał do wyboru przynajmniej trzy napięcia - czy jest ustawiony na odpowiednią wartość. Jeżeli tak jest, a napięcia wyjściowe są nadal złe i dotyczy to wszystkich napięć prawdopodbnie jest uszkodzone uzwojenie pierwotne transformatora, gdy tylko jedno napięcie wtórne - jego uzwojenie. W takich przypadkach oczywiście trzeba transformator przewinąć.

Jak już się uporamy z transformatorem sprawdzamy zasilanie odbiornika. Odłączamy go od sieci, wstawiamy lampę prostowniczą, i załączamy napięcie sieciowe. Trzeba obserwować lampę prostowniczą, najlepiej przy przyciemnionym świetle, mierząc jednocześnie miernikiem napięcie anodowe bezpośrednio za prostownikiem na pierwszym kondensatorze (C1). Powinno wynosić ono około 400V - mniej więcej 1.4 raza więcej niż napięcie na uzwojeniach anodowych. W jakąś sekundę po włączeniu katody lampy prostowniczej powinny się rozżarzyć na czerwonopomarańczowo (dla lamp żarzonych bezpośrednio, dla lampy prtostowniczej żarzonej pośrednio - np. EZ80 ten czas jest oczywiście dłuższy) i miernik powinien pokazać napięcie. Jeżeli zauważymy w lampie jakieś dziwne objawy - np. fioletowe lub błękitne świecenie należy napięcie natychmiast wyłączyć, podobnie jak w sytuacji gdy anody lampy zaczną się rozżarzać lub gdy zauważymy na powierzchni katody dziwne rozbłyski. Napięcie sieci należy również natychmiast odłączyć gdy miernik mierzący napięcie anodowe pokaże zbyt małą wartość - np. 200V.

Przyczyna takiego zachowania jest jedna - zbyt duży pobór prądu przez radio w stosunku do wydajności lampy prostowniczej - czyli albo mniej lub bardziej silne zwarcie albo zbyt słaba (zużyta) lampa. Świecenie lampy na fioletowo lub niebiesko jest objawem obecności gazu w bańce, jednak przy mocno nadmiarowym poborze prądu może być widoczne świecenie gazów resztkowych, których niewielka ilość zawsze występuje w lampie. Taką lampę należy sprawdzić, w przyrządzie do testowania lamp, lub w innym, sprawnym radiu, czy nadal świeci na niebiesko przy normalnych warunkach pracy. Jak tak, to lampa jest niezdatna do pracy - należy użyć nowej i próbę z nią powtórzyć. Rozżarzanie się anod jest dowodem silnego zwarcia w radiu - przez lampę płynie bardzo duży prąd, identyczną przyczynę mają błyski w okolicach katody. Gdy na lampie nie widać żadnych efektów, ale przyrząd wskazuje zbyt niskie napięcie wyprostowane to oznacza to albo słabe zwarcie (zwiększony w stosunku do normy pobór prądu, ale jeszcze nie zwykłe zwarcie) lub bardzo słabą lampę. Należy ją wtedy przetestować i sprawdzić emisję. Jak jest słaba wstawić nową, na pewno dobrą i próbę powtórzyć. Gdy nadal napięcie nie będzie dobre poszukać błędu, najprawdopodobniej będzie to któryś z kondensatorów filtrujących zasilanie - kondensatory takie często mają duży upływ, a nie pełne zwarcie, dotyczy to zwłaszcza kondensatorów papierowych. Należy też zwracać uwagę na kondensatory elektrolityczne - jak są ciepłe należy je obowiązkowo wymienić - taki kondensator jest niedobry, a parowanie elektrolitu pod wpływem ciepła zwiększa w środku ciśnienie i może spowodować wyciek elektrolitu.

Taki kondensator elektrolityczne nie jest jeszcze na pewno spisany na straty. W sytuacji, gdy jest szczelny (nie ma wyciewków elektrolitu), nie ma wyraźnych uszkodzeń (mechanicznych lub chemicznych przez elektrolit) to zapewne można go jeszcze ponownie uformować. Wysokonapięciowe kondenstory stosowane w latach 30-tych to tzw. elektrolity mokre, z ciekłym elektrolitem (po silnym potrząśnięciu kondensatora może nawet być słyszalne chlupotanie), które nie tracą pojemności w skutek wysychania elektrolitu, a ulegają zniszczeniu głównie w skutek rozformowania (powoduje to wzrost prądu upływu, zagrzanie elektrolitu, parowanie, wzrost ciśnienia i w konsekwencji wyciek), lub w skutek 'przeżarcia' ścianki kondensatora przez elektrolit. W tym pierwszym przypadku kondensator można jeszcze uformować, przywracając jego pełną funkcjonalność. Formowanie jest prostą, aczkolwiek czasochłonną czynnością, polega na ponownym, elektrolitycznym wytowrzeniu izolacyjnej warstwy tlenku aluminium na elektrodach kondensatora. Do formowania potrzebny jest zasilacz napięcia stałego, regulowany, z możliwością nastawienia napięcia od kilkudziesięciu woltów aż do pełnego znamionowego napięcia kondensatora (typowe wartości - 250V, 320V, 400V, 450V). Kondensator podłączamy do zasilacza (pamiętając oczywiście o poprawnej polaryzacji), w szereg z miliamperomierzem i ewentualnie opornikiem (kilka - kilkadziesiąt kiloomów) ograniczającym prąd w przypadku trwałego uszkodzenia kondensatora. Na początku trzeba nastawić niskie napięcie i obserwować prąd kondensatora mierzony przez miliamperomierz. W pierwszej chwili będzie on dość znaczny (ładowanie kondensatora), potem zmaleje do kilku miliamperów. Nastepnie należy powoli (np. 10V co kilka godzin) zwiększać napięcie podawane z zasilacza, ciągle kontrolując prąd, aby nie przekroczył wartości rzędu 2 - 5mA (jak prąd będzie większy, ale jednak będzie wykazywał tendencję spadkową to prędkość zwiększania napięcie trzeba zmniejszyć). Napięcie należy zwiększać aż do osiągnięcia znamionowego napięcia danego kondensatora, i trzymać kondenstor pod napięciem przez tyle czasu, aż amperomierz wskaże prąd rzędu 100 - 500μA - wtedy można uznać, że kondensator jest uformowany. Gdy nawet kilkudniowe przetrzymywanie kondensatora pod napięciem nie pozwoli zejść do takiego poziomu prądu, lub nawet nie da się osiągnąć napięcia znamionowego przy prądzie kilka miliamperów to kondensator należy uznać za uszkodzony, nie do uformowania.

Gdy jednak okaże się, że radio bierze zbyt dużo prądu (a przy wyjętych pozostałych lampach nie powinno brać prądu w ogóle lub bardzo niewiele) należy poszukać uszkodzenia. Najbardziej podejrzanymi elementami są tu kondensatory elektrolityczne w zasilaczu - tu oznaczone jako C1 i C2. Aby to sprawdzić trzeba rozłączyć obwód w punkcie 1 i sprawdzić napięcie i prądy jeszcze raz. Gdy objawy wystąpią nadal nadal należy podmieniać kolejno kondensatory aż objawy ustąpią. Gdy okazało się, że winne jednak nie są te kondensatory to połączyć układ z powrotem w punkcie 1 i dalej szuakać miejsc gdzie pobierany jest nadmiar prądu. Nie powinno to być specjalnie trudne - należy odlutowywać od zasilania poszczególe elementy czy fragmenty układu obserwując prąd, gdy znacząco spadnie jest możliwe, że znalezione zostało miejsce uszkodzenia.

Należy tu jeszcze zwrócić uwagę na kostrukcję zasilacza - jest to zasilacz z ogólnym minusem - środkowe wyprowadzenie uzwojeń transformatora które jest dołączane do masy w tym przypadku dołączone jest do niej przez rezystory R1 i R2 połączone szeregowo. Prąd anodowy wracający do transformatora wytwrza na nich pewien spadek napięcia, który jest ujemny względem masy, wykorzystywany do polaryzacji siatek lamp i innych potrzebnych celów. Więcej informacji o działaniu różnych typów zasilaczy znajdzie się w rozdziale poświęconym ZASILACZOM. Trzeba tu tylko pamiętać, że przy wymianie kondensatora C1 jego ujemne wyprowadzenie (korpus) jest dołączone do transformatora a nie do masy i przy normalnej pracy może tu być napięcie nawet kilkudziesięciu woltów!. Sprawdzić trzeba też na wszelki wypadek kondensatory umieszczone po pierwotnej stronie transformatora i ewentualnie (na tym schemacie ich nie ma) równolegle do diod prostowniczych, czy się nie grzeją. Jeżeli tak to należy je wymienić, na nowe o napięciu nie mniejszym niż 1000V - muszą one być odporne na wszystkie wachania i impulsy napięcia sieci. UWAGA - kondenstory elektrolityczne potrafią długo trzymać ładunek, zanim się zacznie coś z radiem robić ZAWSZE trzeba sprawdziź czy są już rozładowane!

Krok trzeci - wzmacniacz m.cz.

Powrót do teorii